Cz.18 Szachownica

Skarby von Knauffa | Ilość zdjęć: 1 | 18.01.2019

Szachownica! To było coś! Jak tylko mama o niej powiedziała, wszyscy od razu zobaczyli ją przed sobą. Co więcej, zastanawiali się jak sami mogli na to nie wpaść. Przecież to takie oczywiste i od razu rzuca się w oczy. A jednak. Często rzeczy najprostsze najtrudniej odkryć. Troszkę jak słynne jajko Kolumba. Aby postawić je w pionie nie trzeba się wcale gimnastykować. Wystarczy rozbić dolną skorupkę i proszę. Tylko aby ją rozbić trzeba zmienić swoje myślenie, spojrzeć troszkę szerzej. Kto powiedział, że jajko musi być całe. My sami! Zadanie o tym nie mówiło, jajko miało stać i tyle. Tu właśnie pojawia się wyobraźnia. Umiejętność patrzenia inaczej niż wszyscy. Zobaczenia w praczach armii a w ich betonowych baliach pól szachownicy. Teraz kiedy została odkryta, należało wykonać kolejny krok. Przecież byli dopiero w połowie drogi. Ba! Może dopiero przekroczyli linię startu. Urlich von Knauff skrywał przed nimi całkiem niezłą tajemnicę. Nadeszła pora na wykonanie kolejnego kroku.

 

– czyli tak, pomyślmy – powiedział Durgu przyglądając się kartce z tłumaczeniem – mamy pralnię mamy, szachownicę, mamy armię. Musimy znaleźć królową.

– królowa jest w białej szacie – odpowiedział mu Olaf – czyli to armia białych. Siedzi na tronie w jasnej koronie. Na początku rozgrywki królowa stoi na polu D1. Jeśli przyjmiemy, że szachownica leży od wejścia o tak…

Tata ułożył palce w prostokąt i spojrzał prze nie na plac.

… litery są w poziomie a cyfry w pionie… to pole D1 jest… tam!

Wyciągnął przed siebie rękę i wskazał jednego z praczy. Stojący w wodzie mężczyzna wykręcał akurat ręcznik. Nie świadom tego, że śmiał zająć czyiś tron, złapał za narożniki materiału i zaczął nim trzepać wzbijać w powietrze fontannę wody.

– czyli mamy pole królowej – mama sięgnęła po wiszący na ramieniu aparat – uwiecznię tą chwilę. Pole królowej usłane ręcznikami. Jakie to romantyczne.

– zamiast zdjęć pomyślmy lepiej co dalej

– jak to co – wtrąciła Ola – musimy je zbadać! Eryk, idziemy!

Nie czekając na zgodę rodziców złapała brata za rękę i pobiegła w stronę szachownicy.

– Ola, poczekaj – zawołał za nią tata

Bezskutecznie. Dzieci zdążyły już obiec pół placu, przewrócić stojące na ich drodze wiadro i zahaczyć o sznurek z praniem. Zanim dotarli na miejsce, kilku zdenerwowanych Hindusów zaczęło wygrażać im pięściami. Hindusi uwielbiają dzieci ale to przecież nie powód aby przeszkadzać im w pracy! Na szczęście szeroki uśmiech Oli załatwił sprawę i tym razem obyło się bez poważniejszych konsekwencji. Maluchy dotarły na miejsce i zaczęły zastanawiać co dalej. Najprostszym rozwiązaniem było ściągnąć tam rodziców. Nic więc dziwnego, że sekundę później machały rękoma przywołując ich do siebie.

– to co idziemy? – roześmiał się ojciec

– chyba nie mamy wyjścia – odpowiedział z uśmiechem Durgu

– to na co jeszcze czekacie! – zapytała Kasia i nie oglądając się na resztę ruszyła w stronę przyglądających się wodzie w bali dzieci.

Betonowa balia nie różniła się niczym od pozostałych balii na placu. W całej pralni było ich ponad siedemset. Niektóre większe inne mniejsze. Położone po obu stronach długiej ścianki, wszystkie wyglądały podobnie, otoczony murkami kwadrat wypełniała woda. Kwadrat miał około 1,5 na 1,5 metra. Z przodu na niewielkim podwyższeniu, leżała kupka rzeczy. Z tyłu, od strony przejścia zamykał ją niski murek dzięki któremu woda zostawała w środku. Woda była tak brudna, że kolorem przypominała otaczające go ścianki. Na samą myśl o włożeniu palca można było dostać gęsię skórki a przecież pracze spędzali w niej cały dzień. Zanurzeni po kostki godzinami moczyli sterty rzeczy by potem tłuc nimi o betonowe blaty. Gdzieś tu, pomiędzy murkami, wodą i stertami prania ukryta była tajemnica Urlicha von Knauffa. Wystarczyło wyciągnąć po nią rękę…

– jeśli to pole jest tronem królowej to musimy szukać pod nim, sześć stóp po ziemią po prawej stronie – Durgu uważnie przyglądał się miejscu przy którym stali.

– będzie kłopot – jęknął Eryk – nie mamy łopaty

– Łopaty? Chcesz tu kopać??? – zdziwiła się siostra – chyba jesteś gł….

Na widok miny mamy, przerwała w połowie słowa i zamiast tego co miała na końcu języka dodała tylko

– … niemądry

– sama jesteś niemądra! A jak chcesz dokopać się sześć nóg pod ziemią?

– nie nóg tylko stóp! A poza tym rozejrzyj się. Wyobrażasz sobie jak wparowujemy tu z łopatą i zaczynamy kopać? Albo nie! Zakradamy się nocą, kiedy wszyscy śpią. Łyżeczkami do herbaty robimy podkop pod balię i wyciągamy skrzynie ze złotem. A potem ty ładujesz je na plecy i ukradkiem wynosisz do samochodu.

Dziewczynka ostentacyjnie popukała się w czoło. Niestety miała racje. Jakiekolwiek kopanie nie wchodziło w grę. Byli w sercu pralni, otoczeni tysiącami praczy i milionami sztuk prania. Po pierwsze nikt by im na to nie pozwolił. Nawet gdyby zaczęli coś robić w ułamku sekundy zbiegłoby się  pół Mumbaju. Jak by się wytłumaczyli? Co powiedzieliby policji? Przyjechaliśmy do Indii zabrać skarb? Wiecie nie chcieliśmy Wam nic mówić bo po co robić niepotrzebny kłopot. Zaraz go sobie weźmiemy i już znikamy. Najlepiej pomyślcie, że w ogóle nas tu nie ma. Musieli wykombinować coś innego.

– proponuję zacząć od sprawdzenia prawego narożnika – powiedział Durgu – co wy na to?

Na widok kiwających w jego stronę głów. Podszedł do bali i ukradkiem zaczął się jej przyglądać.

– nic z tego, woda jest tak brudna, że nie widać dna. Trzeba by poszperać. Jakieś pomysły?

Zapadła cisza. Po pierwsze nikt nie wiedział za bardzo jak to zrobić, po drugie nikt nie chciał wkładać ręki. W końcu Olaf przerwał milczenie.

– chyba mam pomysł, Kasia będziesz musiała zrobić mi zdjęcie.

– tobie? Przecież nie cierpisz zdjęć.

– to będzie wyjątkowe – dopowiedział tata.

Rozpinając ukradkiem pasek od zegarka podszedł do bali. Stanął przy jej prawym narożniku i tak by wszyscy go usłyszeli zawołał do żony.

– Kochanie zrób mi zdjęcie. O takie, jak piorę.

Wyciągnął dłonie nad wodę i zgiął nadgarstki jakby szykował się do prania. Nagle wiszący na prawej ręce zegarek zsunął się i z pluskiem wpadł do wody.

– o nie, mój zegarek – zawołał Olaf – to prezent od taty, nie mogę go zgubić!

Stojący w bali pracz rzucił pranie i nachylił nad wodą.

– no, no – Olaf pomachał palcem – sam go znajdę

Podwinął rękaw i nachylił się nad taflą. Z lekkim przerażeniem spojrzał na jej kolor a potem powoli zanurzył rękę. Po kilku godzinach w słońcu, dotyk zimnej wody był bardzo przyjemny. Spocona dłoń od razu poczuła opływający ją chłód. Tata pomyślał, że fajnie byłoby się zanurzyć ale przypomniał sobie kolor wody i ochota minęła jeszcze szybciej niż przyszła. Zacisnął powieki i zaczął szperać po dnie. Posadzka była wylana szorstkim betonem. Jednolita warstwa pokrywała całe dno z wyjątkiem narożnika, w którym znajdowała się niewielka, odpływowa klatka. Stalowe pręty oblepiały obślizgłe glony. Wystarczyło ich dotknąć by wyobrazić sobie najbardziej ohydne miejsca na świecie. Ale tata nie miał wyjścia. Zagryzł zęby i chwycił za kratkę. Na szczęście nie była przymocowana. Wyjął ją z metalowej obejmy i włożył rękę do kanału. Kanał wymurowano z cegieł, które podobnie jak kratkę pokrywała warstwa równie obślizgłych glonów. Tym razem nie dotykały dłoni tylko zaczęły się ocierać o wkładane coraz głębiej przedramię. Nawet zaciśnięte do bólu zęby nie mogły zapobiec dreszczom obrzydzenia. Nie było jednak wyjścia. Druga szansa na sprawdzenie kanału mogła się nie powtórzyć. „Pięć stóp pod ziemią” przypomniał sobie Olaf. Pięć cegieł! Palcami zaczął odliczać cegły. Raz, dwa, trzy… jego ramie i szyja już prawie dotykały wody. Cztery, pięć… jest! W piątej cegle była szczelina. Delikatnie wsunął w nią palce i wyczuł niewielkie zawiniątko. Złapał materiał końcówkami dwóch palców i zaczął jak najostrożniej wyciągać. Żeby tylko się nie wyśliznęło i nie wpadło do kanału! Ta jedna myśl zajmowała całą uwagę Olafa. Powoli ciągnął zawiniątko a kiedy tylko wysunęło się ze szczeliny złapał je z całych sił. Spomiędzy zaciśniętych zębów wydobył się oddech olbrzymiej ulgi. Już chciał wyjąć rękę na powierzchnię ale przypomniał sobie, że przecież szuka zegarka! Szybko odłożył kratkę na miejsce i zaczął szperać. Zegarek leżał tuż obok. Złapał go razem z zawiniątkiem a potem tryumfalnym ruchem wyciągnął z wody.

– mam – zawołał przyciskając mokrą dłoń do piersi.

Przecież nie mógł pokazać że poza zegarkiem wyciągnął z balii coś jeszcze. Choć z drugiej strony, kogo by tam interesował kawałek postrzępionego płótna? Stojący najbliżej pracz odetchnął tylko z ulgą. Dla niego kłopot z nieostrożnym turystą właśnie się skończył a on mógł wrócić do pracy. Poza nim, nikt inny nie zwrócił uwagi na całe zdarzenie.

– potrzymaj to – powiedział dając zawiniątko Durgu – muszę zapiąć zegarek, w końcu to prezent od taty a o prezenty trzeba dbać – dodał i mrugnął do wpatrzonych w niego dzieci.

W ich oczach właśnie został rodzinnym bohaterem.

Kontakt

    Imię:

    Email:

    Temat:

    [anr_nocaptcha g-recaptcha-response]