cz.12 Leopold Cafe

Skarby von Knauffa | Ilość zdjęć: 1 | 06.12.2018

Leopold Cafe to jedna z najstarszych i najpopularniejszych kafejek w Mumbaju. To tu przez lata spotykali się najważniejsi ludzie w mieście. No może nie Ci najbogatsi i z wyższych sfer ale na pewno Ci, którzy znali miasto. Żyli w nim i wiedzieli o wszystkich jego tajemnicach. Nic więc dziwnego, że ktoś taki jak Ulrich von Knauff właśnie tu spędzał większość swojego czasu. Gdzie indziej mógłby mieć aż tyle informacji? Gdzie dowiedziałby się jak zdobyć fortunę no i w końcu gdzie mógł lepiej niż tu ukryć swój skarb?

Ola i Eryk nie mogli przestać gadać. Idąc ulicą cały czas zastanawiali się jak wygląda ich skarb. Dziwnym trafem od momentu, w którym znaleźli dokumenty, skarb nie był już Ulricha tylko ich! Nawet nie mamy i taty! Jakoś nie potrafili na niego mówić inaczej niż „nasz skarb” a na próby wytłumaczenia przez rodziców, że to nie do końca prawda, od razu robili naburmuszone miny i z wielkim fochem udawali, że nic nie słyszą. Tak czy inaczej, teraz zbliżając się do celu ich podróży z trudem powstrzymywali się aby nie pobiec do Leopolda. Ten pojawił się za zakrętem. Nad drzwiami do lokalu wisiała wielka czerwona tablica. Białe, bogato zdobione litery układały się w napis „since 1871 Leopold Cafe & bar”.

– jesteśmy na miejscu – wyszeptała przejęta dziewczynka.

– pamiętaj – dodał równie przejęty chłopiec – ja pierwszy wybieram swoją połowę.

– dobra, dobra, zobaczymy.

– nie zobaczymy! Tylka ja wybieram pierwszy! Mieliśmy umowę!

– no przecież mówię, że zobaczymy – odpowiedziała Ola prawie nie zwracając uwagi na brata.

Jej wzrok i wszystkie myśli skupiały się na drzwiach. To właśnie za nimi czekał jej skarb!

– to co wchodzimy – zapytała ściskając mocno rękę taty.

Tata uśmiechnął się do córeczki a potem spojrzał na stojącą obok mamę. W przeciwieństwie do dzieci nie był taki pewien co czeka ich w środku. Poza tym trudno mu było uwierzyć, że ktoś ukryłby skarb w takim miejscu! Przecież skarby chowa się na uboczu a nie w knajpie w sercu wielkiego miasta. Ale kto tam wie, co chodziło po głowie takiemu awanturnikowi jak von Knauff. Zresztą mieli jasne wskazówki a one mówiły gdzie szukać odpowiedzi. Olaf ścisnął schowaną w kieszeni kartkę. Puścił oko do Kasi i energicznym ruchem popchnął drzwi.

W środku panował zaduch. Leniwie kręcące się wiatraki z trudem poruszały gęste powietrze. Przez zajmujące prawie całą ścianę okna wpadało uliczne światło. To dzięki niemu duże wnętrze wydawało się jeszcze większe niż było w rzeczywistości. Rząd białych kolumn przedzielał salę na dwie części. W każdej rozstawiono stoliki, przy których pochyleni nad talerzami siedzieli goście z całego świata. Widać było, że to turyści a nie lokalni mieszkańcy. Podobnie jak rodzinę Oli ściągnęła ich tu ciekawość. Może nie za poszukiwaniem skarbu ale za odwiedzeniem najsłynniejszego lokalu w mieście. Od czasu opisania go w książce, cafe „Leopold” był obowiązkowym punktem wycieczki po Mumbaju. Naprzeciwko okien, ponad pełną butelek ladą, powieszono dużą ilustrację. Ktoś namalował na niej pełne gości stoliki i krzątających się pomiędzy nimi kelnerów. Na trzeciej ścianie uwagę przykuwały ukryte pod sufitem okna. To właśnie za nimi znajdowała się tajemnicza sala, do której wstęp mieli tylko wybrani. Tata wyczytał, że nie każdy mógł się do niej dostać. Ci którym to się udało musieli należeć do stałych bywalców lokalu. To właśnie niepokoiło go najbardziej. A co jeśli tam Urlich ukrył swój skarb? Nie było szans aby ktoś wpuścił ich na górę! To mógł być spory problem. Jednak jak na razie musieli rozejrzeć się po parterze. Czwartą, zamykającą salę ścianę, przyozdobiono wielkim lustrem i ramkami pełnymi zdjęć, dyplomów i przeróżnych obrazków. I to wszystko. Cztery ściany, kilka kolumn i kilkanaście stolików. Gdzieś tu czaiła się poszukiwana przez nich tajemnica. Pytanie brzmiało czy uda im się ją znaleźć…

– i co teraz – zapytał Eryk rozglądając się po sali – gdzie zaczynamy?

– Co zaczynamy? – zapytała Ola

– No szukać

– rozejrzyj się! – zdenerwowała się siostra – tu jest pełno ludzi. Jak chcesz szukać skarbu! Będziemy przy nich kuć dziury w ścianach?

Chyba dopiero w tym momencie Ola zdała sobie sprawę z tego na co się porywali. Do tej pory w ogóle nie myślała co czeka ich na miejscu. W jej głowie plan był prosty. Przyjadą, znajdą skarb i tyle. Przecież nie było w tym nic skomplikowanego. A tu proszę… kilka ścian i sala pełna ludzi. Nie mając pojęcia co dalej klapnęła na najbliższym krześle

– co się stało? – zapytała mama.

– no bo – mruknęła opuszczając głowę – co teraz.

– jak to co – uśmiechnęła się mama – zaczniemy od początku. Nie przejmuj się, nikt nie powiedział, że szukanie jest proste. Poza tym jeszcze nawet nie zaczęliśmy.

– ale Ci wszyscy ludzie, no i w ogóle…

– Ola – wtrącił się do rozmowy tata – mamy cały dzień aby na spokojnie zastanowić się co dalej. Mama ma rację nawet nie zaczęliśmy a ty już się zrażasz? Uszy do góry. Pamiętaj, kto nie szuka ten nic nie znajdzie. Poza tym po południu jesteśmy umówieni z Durgu. Jeśli nawet nic nie znajdziemy obiecał pokazać nam miasto. To co, od czego zaczynamy?

– może od stolika? – zapytał Eryk – coś bym zjadł. Z pełnym brzuchem na pewno od razu wszystko znajdziemy.

– no! – roześmiał się ojciec – i to jest plan. Chodźcie, zapraszam na deser.

Kontakt

    Imię:

    Email:

    Temat:

    [anr_nocaptcha g-recaptcha-response]