Dzienniki podróży | Ilość zdjęć: 1 | 13.11.2018
Codziennie rano Ola i Eryk ruszają w drogę do szkoły i przedszkola. No może nie codziennie, w soboty i niedziele mają wolne;) Za to w poniedziałek …
A że dziś poniedziałek i maluchy rozwiezione mogę usiąść i napisać kilka słów o tych dwóch, niezwykłych skarbnicach wiedzy. Na początek o przedszkolu Eryka. Jakby na to nie spojrzeć, w końcu to od przedszkola zaczynamy naszą edukację;)
Już pierwsza wizyta pokazała nam obowiązujące tu zasady. Spróbuję ująć je w kilku punktach:
A tak troszkę poważniej… W przedszkolu Eryka, nikt nie poświęca dzieciom większej atencji niż absolutne minimum. Szalejące na podwórku maluchy samodzielnie budują swoją rzeczywistość. Jedzą podstawowe rzeczy (warunek – bezmięsne) piją zwykłą wodę i biegają, biegają, biegają. Same rozwiązują konflikty i same wymierzają sprawiedliwość. A jeśli ktoś jest od nich silniejszy? No cóż… na mojej drodze często spotykałem silniejszych (nie tylko fizycznie ) i to chyba dzięki kilku porażkom nabrałem pokory do życia.
Tutaj bardzo ważna dygresja, nie chcę gloryfikować miejsca w którym jesteśmy. Widzę w nim równie dużo wad, co w naszym ukochanym Poznaniu. Ale jedno nie podlega dyskusji, ludzie którzy tu zjechali patrzą na świat troszkę innymi oczyma, mają większy dystans do siebie i rzeczywistości. I właśnie tym, takim nieskrępowanym życiem oddychają dzieciaki. Cieszą się sobą mając do zabawy zjeżdżalnię ze starych opon i most z postrzępionych sznurków.