Dzienniki podróży | Ilość zdjęć: 1 | 30.04.2019
Devanampiyatissa zapragnął upolować zwierzę i po kilku godzinach drogi dotarł do celu. Ukryta w głębi dżungli skała była tematem wielu opowieści i legend. Miejscowi rolnicy opowiadali o niezwykłych skarbach ukrytych w jej wnętrzu i potworach strzegących zamaskowanych wejść. Niestety nikomu nie udało się ich znaleźć a śmiałkowie ruszający na poszukiwania zawsze ginęli bez śladu.
Ale króla nie interesowały skarby. Był Panem tej ziemi, jego skarbce pękały w szwach a stroje uginały od drogocennych kamieni. Czegoż mógł chcieć więcej. Miał wszystko o czym mógł marzyć śmiertelnik. Jedyną cieszącą jego serce rozrywką były polowania i teraz myślał tylko o ukrywającym się w dżungli jeleniu
Nie czekając na jadącą z tyłu służbę zeskoczył z wierzchowca i ruszył przed siebie. Już po kilku krokach dotarł do niewielkiej polany. Na środku stał cel jego drogi. Devanampiyatissa nigdy wcześniej nie widział tak pięknego jelenia. Dostojne zwierzę dumnie unosiło łeb nad którym kołysało się olbrzymie poroże. O takich jeleniach pisano w starożytnych księgach ale ani król ani nikt z jego poddanych nie widział podobnego okazu na własne oczy.
Devanampiyatissa najciszej jak tylko potrafił zdjął z pleców łuk i naciągnął cięciwę. Już miał strzelić gdy nagle usłyszał nieznany mu głos.
Król podskoczył, puścił strzałę a ta przeleciała tuż obok jelenia. Spłoszone hałasem zwierzę uciekło w głąb dżungli.
Podniósł się z ziemi i podszedł do stojącego za nimi mężczyzny. Mężczyzna nie wyglądał jak chłopi z jego ziemi. Miał ogoloną głowę i długą pomarańczową szatę.
Devanampiyatissa zdziwił się słysząc te słowa. Aśoka był najpotężniejszym władcą świata a jego imperium rozciągało się od wschodu aż po zachodnie krańce Indii. Niejeden raz wysyłał dary na hinduski dwór pragnąc przypodobać się cesarzowi. Słyszał wiele niezwykłych historii o jego rodzinie a teraz cesarski syn stał przed nim. Król jeszcze raz przyjrzał się mężczyźnie. Nie był ubrany jak następca tronu. Skromny kawałek materiału, drewniane sandały i płócienny worek były wszystkim co posiadał. Nie miał żadnych ozdób ani niczego co świadczyłoby o jego pochodzeniu.
I tak się stało. Mahinda pojechał do stolicy a przez następne lata uczył króla. Ten z każdym dniem coraz bardziej rozumiał Buddyzm aż w końcu został jego wiernym wyznawcą.
Mihanda zamyślił się. W tym co mówił Devanampiyatissa było dużo prawdy. Widział, że potrzebny jest symbol, coś co pozwoli przybliżyć Lankijczyków do nowej wiary. Nie czekając wziął papier i napisał list do swojej ojczyzny. Kilka miesięcy później do stolicy przybyła grupa niezwykłych podróżnych. Na czele dziewięciu buddyjskich mnichów szła skromnie ubrana kobieta, która niosła wypełnioną ziemią złotą misę. Z jej środka wystawały małe, zielone listki figowca. Kiedy dotarli przed oblicze króla, kobieta położyła misę u jego stóp i razem z mnichami padła na kolana.
I tak się stało. Bodhi Tree posadzono nieopodal królewskiego pałacu. Od ponad 2000 lat opiekują się nimi rodziny dziewięciu mnichów a tysiące wiernych przybywają z całej Sri Lanki by złożyć pokłon pod świętym drzewem.
Bodhi Tree to najstarsze udokumentowane drzewo na świecie a z jego pędów wyrosły kolejne drzewa życia w najodleglejszych zakątkach wiecznie zielonej wyspy.
Devanampiyatissa
Mihintale