15 Rupii

Dzienniki podróży | Ilość zdjęć: 1 | 31.10.2018

Pierwsze dni w nowym miejscu to nie tylko zachwyty, achy i ochy ale również początki układania sobie codzienności. W końcu trzeba zacząć normalnie funkcjonować. Wykonywać zadnia takie jak gotowanie, sprzątanie no i oczywiście zakupy. Niezależnie jak dobre jest jedzenie w knajpach, domek to domek. Nie ma jak poranne śniadanie z dzieciakami albo obiadek przy wspólnym stole. Takie proste rzeczy z czasem stają się najważniejsze. Budują więź, dają poczucie bycia razem. Bycia dla siebie najważniejszym.

No a poza tym nic nie zastąpi jajka na miękko i Eryka próbującego wcisnąć Ci pustą skorupkę;)

Tak, jedzenie jedzeniem ale przecież trzeba je kupić a to wymaga wyprawy do sklepu. Kiedy Patrice powiedział, że zakupy najlepiej zrobić w supermarkecie w Chaudi od razu postanowiliśmy się tam udać. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że nie trafimy na centrum handlowe i półki uginające się od wszelkiego rodzaju dóbr ale w końcu supermarket to supermarket. Takie słowo jednak zobowiązuje. Okazało się, że nie bardzo. To co zastaliśmy na miejscu można troszkę porównać do sytuacji kiedy na bookingu wynajmujesz apartament w Warszawie a po przyjeździe trafiasz na obskurną norkę na Powiślu. Skoro w Polsce słowo apartament tak bardzo się zdewaluowało, trudno się dziwić że tu w Indiach pod hasłem supermarket ukryty był sklepik troszkę mniejszy od Żabki. A właściwie cały rząd sklepików i straganów przy skraju ulicy. Od koloru do wyboru. Wszędzie gwar i namawianie do zakupów. Najbardziej natarczywi są oczywiście Ci ze sklepów dla turystów. Kiedy tylko twój wzrok spotka się ze sprzedawcą od razu zobaczysz zapraszający do środka gest i usłyszysz, że ma na stanie wszystko czego tylko potrzebujesz a jeśli nie ma, to i tak zaraz mieć będzie. Oczywiście za cenę wielokrotnie wyższą od właściwej. Pewnie dlatego na produktach typowo sklepowych pochodzących z przemysłowej produkcji zawsze wydrukowana jest cena. Podejrzewam, że wcześniej była to prawdziwa wolna amerykanka. Za to takie rzeczy jak lokalne ciuchy, materiały, pamiątki, gadżety. Oj kolego… tu na pewno przyda się umiejętność negocjacji. Na szczęście teraz kiedy już troszkę opatrzyliśmy się sprzedawcom, zaczęli traktować nas jak swojaków. Tym samym proponowane przy każdym spotkaniu ceny też wróciły do swojakowego poziomu. Z drugiej strony po głębszym zastanowieniu muszę tu wnieść sprostowanie. Naciągactwo ma miejsce głównie w sklepach z rzeczami dla turystów, w spożywczakach raczej się z nim nie spotkaliśmy.

  

 

Ale wróćmy do 15 rupii.

Jednym z moich przedwyjazdowych postanowień było wzięcie się za siebie. Codziennie punkt 7 rano ruszam w bieg po plaży zakończony zakupami w pobliskim sklepiku. Kiedy pierwszego dnia zawitałem do budki z warzywami, przywitał mnie uśmiechnięty hindus.

W moim plecaku wylądowały: banany, mango, papaja, pomarańcze, pomidory, cebula czosnek, melon, arbuz i bóg wie co jeszcze.

Kiedy przyszło do płacenia okazało się że do pełnej sumy brakowało 15tu rupii.

– spokojnie – uśmiechnął się Hindus – zapłacisz mi jutro…

 

15 Rupii (75 gr):

– ½ kg pomidorów

– 3 bułki

– 2 samosy

– mała butelka wody

– ½ km arbuza

– woreczek mleka

– mała cola

– kartonik świeczek

 

 

 

 

 

 

 

Kontakt

    Imię:

    Email:

    Temat:

    [anr_nocaptcha g-recaptcha-response]